wtorek, 12 stycznia 2016

Dlaczego moje dziecko nie będzie mieć maty edukacyjnej?

W życiu (i mieszkaniu) młodych ludzi (np. takich, jak my) pojawia się nagle młody człowiek. Nie dość, że wywraca owe życie o 180 stopni (albo o 360, jak zwykł mówić pan Lech W.), to jeszcze wraz z nowym człowiekiem pojawiają się nowe "absolutnie niezbędne przedmioty". Pół biedy, jeżeli do tej pory młodzi ludzie mieszkali w dużym domu z 7 pokojami i dwiema, co ja mówię, trzema(!) łazienkami. Jeżeli jednak mówimy o tradycyjnym własnym M, to zmiany w wystroju wnętrz będą odczuwalne. Mocno. W łazience zamieszka wanienka (kto ma miejsce, żeby ją schować - zazdroszczę), kosmetyki do kąpieli i... kaczuszki, piłeczki, gumowe książeczki, czyli cały dzieciowy majdan. W kuchni będą się suszyć buteleczki i smoczki, potem stanie dodatkowe krzesło do karmienia, a w pozostałej części mieszkania będziemy się potykać o misie, grzechotki, klocki, piłeczki, wiecznie schnące pranie... O nie!


No i faktu tego nie da się uniknąć. Komu się udało, zapraszam do podzielenia się złotą radą. Myślę jednak, że można ten cały bałagan mocno ograniczyć. Jak? Ograniczając przedmioty, albo organizując przestrzeń, gdzie można te przedmioty szybko schować ;-)
I tutaj przechodzimy do sedna sprawy zawartego w temacie posta. Mata edukacyjna. Standardowa mata jest bardzo kolorowa, ma pałąki, mnóstwo dodatkowych wiszących zabawek, dźwięki i jeszcze inne cuda na kiju. Ideę maty rozumiem - kładziesz malucha, on sobie pacza na wisiadła, rozwija wzrok, potem próbuje łapać, rozwija motorykę małą, potem przekręca się na brzuszek i rozwija motorykę dużą. No i ok. Nic jednak nie poradzę, że takie klasyczne maty zupełnie mi się nie podobają i jakoś nie widzę takiego kolorowego cuda na środku naszego salonu. No i jak tu wybrnąć z dylematu: nie kupię - dziecko się wolniej rozwinie (albo, o zgrozo - wcale!), kupię - moje poczucie estetyki legnie w gruzach. Udało mi się znaleźć złoty środek - matę Snoozebaby. Wybrałam kolor miętowy, ale wszystkie są bardzo ładne :) Mata jest gruba i mięciutka, nie razi wzroku, ma wszyte naokoło kolorowe metki, które na pewno zainteresują malucha. Można ją prać w pralce i co najważniejsze - szybko zwinąć i schować (np. żeby spędzić "dorosły" wieczór z mężem i nie czuć się jak na placu zabaw).

Moja modelka nadal w drodze, dlatego zdjęcie pożyczyłam ze strony coocoo.pl

Dla leżącego na plecach malucha dokupiłam drewniany pałąk Ikea LEKA. Moim zdaniem ma wystarczającą ilość atrakcyjnych wisiadeł, a jak się znudzą, można je odczepić i pokombinować z innymi zabawkami. Pałąk nie gra, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby puszczać dziecku płyty z ambitniejszą muzyką (pkt 6), niż ta tiruriru z pozytywki.
Źródło: ikea.pl
Pałąk sprawdzi się również później, dla siedzącego dziecka, czy przy nauce wstawania. I jest na tyle estetyczny, że nie będzie raził stojąc w kącie pokoju po skończonych harcach.
Mata + pałąk będą stanowiły nasz kącik zabaw do którego dokupię jeszcze książeczki kontrastowe i kilka grzechotek. Całość szybkim ruchem będzie można schować w jakimś fajnym pudełku, np u nas widziałabym coś takiego:

Żródło: homebook.pl
 I proszę, dziecięcy bałagan ogarnięty ;-) Przynajmniej ten w salonie, na wanienkę w łazience nadal nie mam pomysłu... :-/

Podobał Ci się tekst? Był do bani? Warto coś dodać / odjąć? Usunąć? 

9 komentarzy:

  1. Uwielbiam jak ludzie, którzy jeszcze nie mają dzieci, są ekspertami od tematyki z nimi związanej :) Cudownie teoretyzujesz, życie zweryfikuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ekspertem nie jestem. Nie mogę się jednak doczekać tej weryfikacji :-p Jeszcze kilka tygodni. Choć przyznam szczerze, że jakoś nie wyobrażam sobie tak radykalnej zmiany mojego gustu i obsypywania dziecka kolorowościami...

      Usuń
  2. Cześć, Kajotku. Bardzo tu u Ciebie miło. Będę zaglądać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wlasnie zauwazylam ze niektorzy są najmądrzejsi zanim sie urodzi dziecko. Oczywiscie rozumiem estetyke, gust...ale dziecko powinno samo decydowac co mu sie spodoba a nie rodzice chcą zeby np. zabawki pasowaly im do ich estetyki mieszkania...nie lubie takiego podejscia i mody na to zeby dziecko bylo trendy...bawilo sie drewnianymi zabawkami...bezowymi misiami...bo kolorowe rażą, są tandetne i nie pasują nam do salonu...dzieci lubią kolory, rozne dzwieki...szelesty...lubią roznorodnosc...ale czy modni rodzice mysla o dziecku?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozbawił mnie troszkę ten komentarz. "Dziecko powinno samo decydować, co mu się podoba a nie rodzice (...)" - tak, moje dziecko wróci ze szpitala po porodzie i powie: Mama, ta mata jest do kitu, bo nie gra. Wyrzuć ją. :-D Gust małego człowieka kształtuje się od samego początku poprzez styczność z różnymi przedmiotami i przebywanie w różnych miejscach. A co za tym idzie, rodzice mają ogromny wpływ na to, co się będzie dziecku podobać (kiedyś, jak podrośnie), a co nie. Nie chodzi o modę, trendy... chodzi o gust. Nie widzę nic złego w tym, żeby zwracać uwagę zarówno na funkcjonalność zabawek jak i na estetyką ich wykonania. Przecież my również mieszkamy i funkcjonujemy w naszym domu, a nie tylko dziecko. Jesteśmy (będziemy) nie tylko rodzicami, ale też dwojgiem dorosłych ludzi! Zgadzam się, że dzieci lubią dźwięki, szelesty, kontrasty - nie mam zamiaru tego pozbawiać mojego malucha. Ale małemu dziecku, jak pokażesz zakręconą plastikową butelkę z groszkiem w środku, będzie tak samo zafascynowane, jak chińskim plastikowym badziewiem, które gra, świeci, piszczy... Pytanie do Ciebie, drogi Rodzicu, co Ty preferujesz?
      PS. I nie, nie mam jeszcze dziecka, ale pojęcie o prawidłowym wspomaganiu jego rozwoju mam.

      Usuń
  4. Gustownie :-) pałąk z Ikea super się sprawuje w realu. Ciężko uniknąć pstrokacizny i kakofonii melodyjek, ale można, tylko trzeba poszukać, trochę się natrudzić. Czasem jednak wychodzi w tak zwanym "praniu" czy dziecko podziela Twoje gusta.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak w sumie... to tworzysz dziecku tę właśnie nielubianą przez siebie matę, tyle, że w nieco zmienionej wersji. Albo w tym nie ma awangardy, albo ja jej nie łapię.

    OdpowiedzUsuń