poniedziałek, 6 marca 2017

Snowboard + niemowlę? Tak, to możliwe!

Ludzie dzielą się na: tych którzy z utęsknieniem wypatrują wiosennego ciepełka, a zimę najchętniej by przespali pod kocem i z kakao (albo grzańcem) w kubku i tych, którzy uwielbiają mróz, śnieg, długie spacery i krótkie dni. My zaliczamy się do tej drugiej grupy pod warunkiem, że: a) jesteśmy na sankach w lesie, albo b) jesteśmy w górach. W Wawie zima aż tak nas nie kręci i tutaj opcja z kocem i grzańcem jest bardzo kusząca. Dlatego, gdy tylko pierwszy przymrozek ściśnie nam tyłki (czyli w okolicach października), zaczynamy planować wyjazd na dechy. Robimy tak od lat, no excuses! 🏂 💪 Chociaż rok temu musieliśmy zrobić wyjątek. No ale miałam dobry powód - poród, zaplanowany na drugą połowę lutego. W sumie też niezła jazda była 😂.
W tym roku już bez żadnych wymówek zaplanowaliśmy wyjazd. Pierwszy raz we trójkę :) Wróciliśmy tydzień temu, a ja przez tydzień nie mogę się wygrzebać z prania. Też tak macie, że po wakacjach wracacie z większą ilością brudnych ciuchów, niż zabraliście czystych? Magia jakaś 🤔. Gdyby był to artykuł sponsorowany, w tym miejscu płynnie przeszłabym do informacji w jakim wspaniałym proszku piorę górę powakacyjnego prania. Na szczęście nikt mnie nie sponsoruje, dlatego wracam do sedna: czy da się połączyć zimowe snowboardowe szaleństwo z wyjazdem z rocznym(!) dość ruchliwym dzieckiem? Da. Czy taki wyjazd może być atrakcyjny dla wszystkich niezależnie od wieku? Może. Jak nam się udało tego dokonać? Ano tak:



Miejsce docelowe.

Wiadomo - Alpy 😂. Ale to za dwa lata. W tym roku szukaliśmy bliżej. Z sentymentem wspominamy wyjazdy do Białki, kiedy jeszcze nie była stolicą polskiego narciarstwa. Niestety pamiętamy też stanie w kolejkach do wyciągów, czasem nawet po 20-30 minut... No c'mon! Tyyyle czasu? Białka więc odpadła. Kilka lat temu byliśmy z przyjaciółmi na Słowacji w Tatrzańskiej Łomnicy. Wyjazd wspominamy bardzo dobrze, zero kolejek, spory wybór tras zjazdowych, różne ich poziomy i Złoty Bażant co wieczór. Dlatego to właśnie to miejsce wybraliśmy na nasz tegoroczny wypad.


Baza noclegowa.

Wiedzieliśmy, że nie chcemy tracić czasu na dojazdy samochodem i parkowanie pod stokiem, dlatego nocleg musiał być blisko. Dodatkowo, ogromnym komfortem dla nas jest podział na część dzienną i sypialną. Znaleźliśmy więc apartament (mieszkanie), mieszczący się 800 metrów od stoku (z powrotem 400 m, bo można było zjechać na desce prawie pod dom 😎). Rewelacja! Wieczorami, kładliśmy Baś spać w sypialni, a sami siedzieliśmy sobie w salonie i robiliśmy to, na co przyszła nam ochota 😈. Dodatkowy plus to widok - na piękny Łomnicki Szczyt. Jakbyście chcieli namiar na nasz nocleg, piszcie śmiało :)


Organizacja czasu.

Wyjazd z rocznym dzieckiem ma to do siebie, że faktycznie trzeba tym dzieckiem się zająć 😳. A to ci nowość! Co więcej, taki Mały Człowiek ma już swoje preferencje, szybko się nudzi, a zasobami energii mógłby obdarować oboje rodziców i dziadków 🙈. Czasy, kiedy wkładaliśmy małego kurczaczka do gondoli i on w 30 sekund zasypiał, bezpowrotnie minęły.  Dlatego podzieliliśmy każdy dzień na pół. 
Ja i Basia lubimy sobie rano pospać, więc poranki spędzałyśmy w łóżku, podczas gdy Piotrek szedł na stok. Codziennie, 8.30 Piotrek gotowy czekał w blokach startowych by wsiąść do pierwszej gondoli jadącej na szczyt, a potem rozdziewiczał stok zjeżdżając po "sztruksie" zrobionym w nocy przez ratraki. My w tym czasie jadłyśmy leniwe śniadanko, ubierałyśmy się niespiesznie i ruszałyśmy zwiedzać okolicę. I wiecie co, to był pierwszy deskowy wyjazd, kiedy faktycznie zobaczyłam coś więcej, niż drogę na i ze stoku! To było bardzo odkrywcze doświadczenie. Tatrzańska Łomnica okazała się uroczą górską miejscowością z wieloma starymi chatkami, pięknym parkiem i malowniczym kościółkiem. Moje dziecko przyzwyczajone do warszawskiego, ciężkiego powietrza, na takim spacerze momentalnie zasypiało, a ja łaziłam pod górę, z górki, po śniegu i lodzie - w sumie niezły trening 💪
Około 12-13 robiliśmy zmianę warty i Basik zostawała z tatusiem, a mamusia z uśmiechem od ucha do ucha i dechą pod pachą maszerowała na stok. Jeździłam zazwyczaj do zamknięcia, czyli do 16.30. Po raz pierwszy w życiu byłam na stoku sama i oprócz tego, że na początku bałam się, że się zgubię i wyjadę z drugiej strony (ale z drugiej strony czego? 😳), to było to bardzo... oczyszczające doświadczenie. Tylko góry, decha i ja (i jakiś pierdyliard innych deskarzy i narciarzy). Kiedy miałam ochotę, zjeżdżałam trudniejszą trasą, nie musiałam na nikogo czekać ani nikt nie czekał na mnie, a jak byłam zmęczona (albo głodna), wjeżdżałam na samą górę, kupowałam piwo i siadałam na ławce z widokiem po horyzont. I napawałam się tym widokiem. Nirvana po prostu. Po 4 godzinach wracałam odprężona i stęskniona za rodzinką #najlepiej. Bonus takiego układu był taki, że Baś spędzała kilka godzin dziennie tylko z tatusiem (#daddysprincess), a tatuś przyznał, że każdy ojciec powinien spędzić dłuższy czas tylko z dzieckiem. Bez pomocy mamusi. Żeby zobaczyć "jak to jest". 


Tips.



  • Jadąc na dechy z dzieckiem nie nastawiaj się na całodniową jazdę. Nie miej sztywnego planu, łap chwile i podążaj za dzieckiem. Dzięki temu oszczędzisz sobie rozczarowania i frustracji.
  • Miej "Plan B", w razie gdyby dziecko odmówiło współpracy z tatusiem, a Ty musiałabyś spędzać z nim sama większość dnia (bo chyba nie pozbawisz tatusia przyjemności białego szaleństwa).
  • Weź kilka ulubionych zabawek, książeczek i coś nowego, co na dłużej zainteresuje malucha.
  • Aby mieć spokojną głowę, przygotuj/zaplanuj przed wyjazdem jedzenie dla dziecka na każdy dzień. Nas ratowały babcine weki, kasze, makarony i mrożone mieszanki warzyw.
  • Weź apteczkę a w niej podstawowe leki dla dorosłych i dzieci, żel na stłuczenia i środki opatrunkowe.
  • Jeżeli jedziesz za granicę, przed wyjazdem wyrób dla rodziny kartę EKUZ zapewniającą bezpłatną opiekę medyczną w krajach Unii Europejskiej.
  • Wyluzuj, jesteś na urlopie (macierzyńskim 😂)!


Na koniec wyjazdu żałowaliśmy, że nie zabookowaliśmy noclegów na dwa tygodnie. Wyjazd był mega udany i teraz pozostaje nam zadać sobie jedno ważne, zajebiście ważne pytanie: TO GDZIE TERAZ JEDZIEMY 😁 😁 😁? 



Kiedyś Simba to wszystko będzie twoje 😂

Ktoś tu już nie może się doczekać własnego sprzętu!

Baś śpi


Matka szaleje ;-)



Baś śpi 😂

Zestaw snowboardzisty 😂


wtorek, 31 stycznia 2017

Dziecięca przestrzeń w domu dorosłych



Ale dawno mnie tutaj nie było! Dziecię mi urosło, że hoho! Na swoje usprawiedliwienie powiem, że w końcu wróciłam do biegania! Biegam codziennie. Głównie po mieszkaniu. Za Basią 😂💪. Nie to, żebym nic innego nie miała do roboty, ale Basia jest w fazie zrzucania sobie wszystkiego na głowę, wyszukiwania paprochów i wkładania ich do buzi. Jak przez chwilę jej nie słyszę, to biegnę i zastanawiam się, co znów wykombinowała. Ostatnio najczęściej zjada chusteczki higieniczne. Albo słuchawki. Nawet dałam jej takie zepsute, ale ona woli te działające jednak. Także tak.
Ale nie o bieganiu ani nie o jedzeniu miało być, a o przestrzeni. Każdy potrzebuje jej trochę, dziecko też. 
Przed urodzeniem Baśki, urządziliśmy jej kącik niemowlęcy u nas w sypialni (KLIKKLIK). W sumie to tylko fajna ściana, łóżeczko i komoda. Żadna filozofia. Kącik do tej pory pozostał niezmieniony i muszę przyznać - nadal jest w pełni funkcjonalny. Chociaż... żeby poprawić jego funkcjonalność, zdjęłam folię z przewijaka, a potem za jakiś czas obniżyłam łóżeczko. Oczywiście, 11 miesięczna Basia nie spędza w łóżeczku nawet pięciu minut jeżeli nie śpi. Po przebudzeniu łapie się szczebelków, wstaje, woła mamama, a jak któreś z nas pojawi się w zasięgu wzroku, podskakuje gotowa do drogi (btw. chyba niedługo wyjmę szczebelki). Inna sprawa, że nasze życie rodzinne nie toczy się w sypialni (😞), tylko głównie w salonie. Dlatego nawet, jeśli miałaby swój pokój, nie sądzę, żeby tam grzecznie siedziała i się bawiła. Nie, nie Basia. 
Trzeba było zorganizować jej drugi kącik. W salonie. 😳 Ci, co są ze mną od początku wiedzą, że jeszcze jako nie-mama założyłam sobie, że po urodzeniu dziecka nie zagracę naszej przestrzeni (i życia) pstrokatymi, plastikowymi, grającymi zabawkami. Większość rodziców pukała się w głowę twierdząc, że to niemożliwe, bo dzieci potrzebują (?) takich zabawek i nie da się tego uniknąć. Otóż jestem bliska stwierdzenia, że nam się udało. Choć pewnie jeszcze nie powinnam stawiać w tym temacie kropki, wszak zabawa dopiero się zaczyna 😈. 

Przestrzeń w mieszkaniu musi być przede wszystkim bezpieczna dla dziecka. Czyli co, odgrodzić dziecko od wszystkich straszliwych niebezpieczeństw czyhających na nie w naszym domu?  Zorganizować kojec i tam wsadzać dziecko? A Ty być chciała siedzieć za kratkami? No właśnie. Nie jestem zwolenniczką kojców pod żadną postacią, czy to w formie miękkich, siatkowych niby-łóżeczek, czy płotków, czy innych sposobów wydzielenia przestrzeni. Może to moje zboczenie zawodowe, ale kojarzy mi się to po pierwsze z izolacją dziecka, a po drugie z hierarchicznością, na zasadzie: rodzice są dorośli i mogą chodzić po całym domku, a Basia/Kasia/Jaś jest TYLKO dzieckiem i musi bawić się w swoim odgrodzonym kąciku. Uważam, że do prawidłowego i harmonijnego rozwoju, dziecko potrzebuje eksploracji, zaspokajania naturalnej ciekawości, czasem upadków i potknięć. A co robię z dzieckiem, jak jestem sama w domu i muszę iść np do łazienki? Albo sadzam je w łóżeczku na minutę, albo zabieram ze sobą, daję grzebienie, zabawki kąpielowe i bawi się nimi "na sucho". Mam wtedy czas, żeby np ogarnąć włosy, a w porywach nawet zrobić make-up, a co! 😎 

Taka zajęta

Cała przestrzeń w naszym mieszkaniu jest tak zorganizowana, żeby Basia mogła się samodzielnie po nim poruszać. I tak większość czasu chce spędzać ze mną, więc prawie wszystko robimy razem :)  



Wróćmy jednak do kącika w salonie. Na początek zabezpieczyliśmy przestrzeń: gniazdka elektryczne, narożniki (w sumie nie wiem po co, bo Basia nigdy się nimi nie interesowała) i krawędzie. Po drugie, z salonu wyjechała wielka komoda, a na jej miejscu na podłodze położyliśmy piankową matę, która wizualnie tworzy nasz dziecięcy kącik. Na jednej ze ścian farbą tablicową namalowałam domek. A na prostopadłej ścianie tata zamontował własnoręcznie wykonaną tablicę manipulacyjną. Do tego kupiliśmy skrzynię na zabawki i powiesiliśmy zdjęcia Basi. W zasadzie nic wielkiego, ale kącik jest wizualnie spójny z resztą salonu i nie razi w oczy. Koło tablicy zawiśnie jeszcze lustro i kilka niskich półeczek na książki, żeby Basia miała do nich swobodny dostęp. 
No dobra, dość pitolenia, zapraszam Was do nas na salony 😂 😂 😂


Pranie się suszy, można malować 😂




 

No heej! Łobuziara nadciąga



Podobał Ci się post? Był do bani? Daj mi znać :)